Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 328.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

wzrokiem patrząc na śliczną twarz stojącéj przed nim kobiety, wymówił:
— Przyszedłem, aby z prawdziwym żalem oświadczyć pani, że nie mogę nadal służyć jéj lekcyami angielskiego języka. Słowa „z prawdziwym żalem” brzmiały w ustach jego zimno.
Teofila stała chwilę nieruchoma, wpatrzona w twarz młodego człowieka oczyma, z których zniknęły bez śladu, i cisza ukojenia, i blask wesołości. Opuściła białą rękę i oparła się nią silnie o stół, na którym leżały książki i zeszyty.
— Doprawdy? — wymówiła powoli, z cicha; i ciszéj jeszcze, jakby do saméj siebie mówiąc, dodała — a więc... już...
Spuściła oczy i po chwili spytała:
— Dlaczego pan nie może?...
— Zajęcia moje — odparł Stefan — nie pozwalają mi rozrządzać czasem moim tak, jakbym tego pragnął.
Spokój, z jakim wymówił te słowa, obojętność postawy jego i ta zimna, powszednia grzeczność, która obojętności téj towarzyszyła, wzmogły snadź przykre wzruszenie pięknéj panny. Usiadła na stojącym obok fotelu, skrzyżowała ręce na piersi, i z uśmiechem, który znowu zjawił się na jéj ustach, ale nie wesołość wcale, lecz wewnętrzne wzburzenie oznaczał, zawołała:
— O! te zajęcia pana! one na nic panu nie po-