Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 351.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

wykrzywił trochę usta, stęknął, westchnął, i nizkim ukłonem powitał dziedzica.
— Bieda, Jaśnie Wielmożny Panie! — wyrzekł, siadając na brzegu krzesła; — bieda! — powtórzył i czerwoną, chustką znowu po twarzy powiódł.
Pan Jan siedział w głębokim fotelu, przed obszerném biurem umieszczonym, i patrzał na rządzcę oczyma, w których coraz żywsza malowała się niecierpliwość. Czoło jego zbiegło się w kilka grubych zmarszczek; zaledwie rozpocząwszy rozmowę z Sumskim, czuł się już znudzonym nią, zmartwionym i zmęczonym.
— Cóż tam znowu za bieda, mój Sumski? czy co nowego zaszło? — zapytał.
Sumski obejrzał się po pokoju, jakby dla przekonania się, że nikt, prócz jego pana, słyszéć go nie mógł, poczém pochylił ku panu Janowi potężne swe ramiona, i również potężnym szeptem wymówił:
— Exekutor, Jaśnie Wielmożny Panie!
Była to odpowiedź lakoniczna i dość ciemna, ale pan Jan zrozumiał snadź ukryte jéj znaczenie, bo porwał się z fotelu i stanął wyprostowany.
— Czy znowu? — zawołał.
— Znowu! Jaśnie Wielmożny Panie — odrzekł Sumski — siedzi w Brochowie od tygodnia, i pozbyć się go nie można!
— O cóż tam znowu idzie? czy otrzymałeś jaki urzędowy papier?