Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 352.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Oto jest, Jaśnie Wielmożny Panie.
Pan Jan wziął z rąk Sumskiego arkusz papieru, bujném urzędowém pismem zakreślony i ogromnemi pieczęciami opatrzony. Czytał i czoło marszczyło się mu coraz bardziéj.
— Sądziłem — rzekł do siebie — że da się to jeszcze odwlec!
— A! gdzie tam, Jaśnie Wielmożny Panie! — sarknął Sumski — już ja starałem się tam na miejscu... jeździłem, gdzie potrzeba, prosiłem, obiecywałem; ale nic nie pomogło. Przyszedł exekutor i siedzi, a jak długo posiedzi, to zjadą pewno urzędnicy i ruchomość sprzedadzą.
Pan Jan wzruszył ramionami.
— Bredzisz, mój Sumski! czyż ja dopuszczę do tego, aby mi ruchomość sprzedawano? trzeba natychmiast zapłacić.
Powiedział: trzeba zapłacić! oparł czoło na dłoni i zamyślił się. Zapłacenie wszelkie nie było aktem łatwym do wykonania w owéj porze, szczególniéj dla pana Jana, który całą sumę, ze sprzedaży lasu otrzymaną, wydał na potrzeby domu, dzieci i brochowskiego gospodarstwa. Szło tym razem o sumę znaczną, która wypłaconą być musiała w niedalekim terminie, pod groźbą publicznéj sprzedaży ruchomości, to jest znajdujących się w Brochowie sprzętów i inwentarzy. Takiéj sprzedaży pan Jan, naturalnie, dopuścić nie mógł, bo wyrządziła-by mu ona