Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.1 391.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

aby nie potrzebowali oni tak, jak i my, tego, co zawsze i wszędzie stanowi istotnego człowieka: rozumu i uczciwości; ale o ileż mniéj przeciwności, zapór, trudów, stawało z nimi do walki! o ileż bezpieczniéj było im kroczyć po z dawna utartych szlakach! jak mało samodzielności potrzebowali oni, aby przechować sumienia swe w czystości i fortuny w całości...
— A wszystko to — rzekł Stefan — ów brak przeciwności do przezwyciężania i trudów do przenoszenia, owa łatwość życia i używania, było przywilejem... Przywiléj upadł i ztąd wywiązała się epoka nowa, z nowemi wymaganiami, groźnemi, jak wiszący nad głową, całéj klasy ludności miecz zagłady, despotycznemi, jak potrzeba bytu i głos sumienia.
— Nie! — zawołał Maryan — mylisz się. Przywiléj nie upadł, zmienił tylko treść swą i znaczenie. Klasa ludzi, do któréj należę, jest zawsze uprzywilejowaną, ale w tym sensie, że dla niéj-to teraz istnieje monopol najżmudniejszéj pracy, najnieustanniejszych zachodów, najliczniejszych niebezpieczeństw i najmniejszego wynagrodzenia. Gdybyś ty, Stefanie, był tak, jak ja, przez kilka ostatnich lat świadkiem życia wiejskiego! Cóż-byś widział? Brak dostatecznéj ilości rąk do pracy około roli, ciężary, z zewnątrz nakładane, ogromne, zastój handlu, brak kredytu, gromady wyzyskiwaczy, wyczekujących złéj dla nas, dobréj dla nich chwili, grunta niezasiane, lasy wycięte, łąki za-