Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 041.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

żadnych innych uczuć, prócz zwyczajnéj towarzyskiéj życzliwości? miał-bym, według trywialnego, lecz dosadnie rzecz malującego wyrażenia: osiadać na fartuszku niekochanéj przeze mnie żony! Nie znasz mnie jeszcze, Stefanie, jeśli mogłeś choć na chwilę przypuścić, że jestem zdolnym do popełnienia podobnej nikczemności, do przyjęcia na siebie podobnie poniżającéj roli. Nigdy nie uczynię tego, tak, jak nie odstąpię dobrowolnie szczęścia, które widzę przy boku kobiety, wzbudzającéj we mnie najżywsze uczucia miłości i czci. Odepchnięty chyba przez nią, odejdę, aby otrzymaną ranę serca ponieść w przyszłość, kończącą się tylko nad grobem; ale jeśli ona mnie przyjmie, wtedy, Stefanie, bez tych ksiąg, nad któremi siedząc dnie i noce, marzyłem tylko o niéj, i bez bogactw, które dać-by mi mogła wiedza, w tych księgach zawarta — będę szczęśliwym!
Wymawiając ostatnie wyrazy, Maryś powstał. Na twarzy jego malowało się znowu silne wzruszenie, policzki mu zapałały, czoło rozpromieniło się, w oczach zaświeciły łzy. Ale Stefan nie wydawał się wcale rozczulonym, tylko wyraz twarzy jego, smutny już trochę wprzódy, stał się nieco smutniejszym jeszcze i więcéj zamyślonym.
— A! — rzekł — w takim razie, przyszłość twoja, drogi Marysiu, wydaje mi się zagadnieniem wielce trudném do rozwiązania. Nie pojmuję jeszcze, w jaki sposób zdołasz pogodzić tak sprzeczne ze sobą oko-