Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 076.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

szkały w tych ścianach, nie spotkała ich w progu pogodna twarz „najstarszéj siostry”, że o zmroku nie było jeszcze światła w ich mieszkaniu.
W bawialnéj izbie panowała cisza zupełna, przerywana tylko dochodzącemi od czasu do czasu z głębi mieszkania głosami chłopców, którzy snadź przed chwilą dopiéro uczyć się przestali.
— Czyż-by Anusia wyszła dokąd?... w téj porze nie wychodzi ona nigdy — wymówiła Katarzyna, rozglądając się w zmroku.
Nagle spostrzegła siedzącą przy oknie i nieruchomo na tle szyb rysującą się postać siostry.
— A! — zawołała — jesteś tu! czemu-żeś taka milcząca? Chciałaś nas przestraszyć nieobecnością niby swoją, a potém rozśmieszyć! O! ty figlarko nasza!
Zdjęła okrycie i kapelusz, przysunęła krzesło ku miejscu, na którém siedziała Anna i zarzuciła ramię na jéj szyję.
— No, dość już tego, Anusiu! — mówiła, śmiejąc się i pieszcząc dłonią jedwabiste warkocze siostry — przestraszysz mnie naprawdę, jeśli dłużéj tak milczeć będziesz! Słuchaj! gdybyś wiedziała, jaką dziś miałam biédę z tą małą Klemensią... Musisz dać jéj dziś dobre napomnienie, bo ona ciebie najchętniéj słucha...
— Nie słuchaj jéj, Anusiu! — zaszczebiotała dziewczynka, siadając na ziemi u nóg Anny i dro-