Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 087.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

ku sobie migotliwą grą światowych blasków i zabaw...
— A więc — rzekł pan Jan z radością — stanie się nakoniec to, czego od tak dawna i tak gorąco pragnąłem...
Wyciągnął dłoń otwartą, i z uczuciem ojcowskiém, połączoném z poufałością przyjaciela, ściskając rękę syna, wymówił ze łzami rozrzewnienia w oczach:
— Winszuję ci, Marysiu, i... dziękuję!
Maryan wstał w milczeniu, dotknął ustami ręki ojca i wyszedł z gabinetu. Po chwili znajdował się w saloniku swym, sam jeden, otoczony marzącém światłem lampy, całym wytworem i komfortem ładnego swego mieszkania. Dokonał już więc stanowczego wyboru, zadowolnił pracującą w nim głuchą chęć odwetu nad kobietą, która go odepchnęła. Wrażenia doznane znużyły go głęboko, czuł się wyczerpanym fizycznie i moralnie, położył się na długiéj, elastyczéj sofie, przymknął oczy i, jak dziecko, zmordowane długim płaczem, oddychał z wolna i głęboko. Spoczywał. Po chwili uczuł dobroczynny wpływ ciepłéj, a zarazem świeżéj atmosfery pokoju i miękką pieszczotę jedwabnych poduszek. Stawało mu się lepiéj, ciszéj i spokojniéj, niż bywało oddawna, i tylko czuł jakby kamień jakiś ciężki, który zapadał mu w pierś głęboko i pozostał na dnie jéj, tłoczący, choć nieruchomy. Miał-że podnieść się kiedy z łożyska swego