Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 114.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

radością, czułością, o któréj ukrywaniu zapominała, zajaśniały piękném światłém wzniosłego uczucia. Ale była to tylko jedna sekunda... Nagle zesztywniała, ochłodła; powolném, zdumioném spójrzeniem obiegła przedmioty, stanowiące tło dla postaci i twarzy młodego kupca. Och! jakież to było tło brzydkie, odtrącające, przestraszające niemal! Tu z-za grubego szkła wielkich słojów przeglądały niepewno barwy bakalii i konserw; tam, w papierze brzydko sinego koloru owinięte, piętrzyły się stosy świéc stearynowych, gdzieindziéj leżały jedne na drugich wielkie kawały czarno i sino centkowatego mydła; tam znowu stały rzędem pękate wory, napełnione zapewne mąką i krupami. Nad kontoarem, ciężko i grubo wyrobionym z prostego drzewa, zwisały szale większe i mniejsze; podłoga przysypana była wiórami i otrębami, wysypanemi z otworzonych już pudeł, zasiana słomą, przyciągniętą z woza wraz z ładunkami, nad któremi teraz unosiła się kurzawa, rozpakowywaniem ich wzniecona. A on, do którego świetna panna przybywała z sercem wezbraném i głową wrzącą śmiałemi postanowieniami, klęczał wśród kurzawy, na grubéj desce podłogi, i z młotem w ręku otwierał pudło, z którego wylatywał ostry i przykry zapach ryb wędzonych. Po szarym surducie jego rysowały się tu i owdzie białe ziarna mąki, którą przed chwilą wydobywał snadź z przywiezionych worów, badając