Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 127.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Stefan skłonił się z podziękowaniem, a wziąwszy z rąk dostatniéj snadź pani kilka wartościowych papierków, owiązał sznurkiem sporządzony dla niéj pakunek i oddał go małemu pomocnikowi swemu, aby zaniósł do jéj mieszkania. Wychodząc, pani rozminęła się w drzwiach sklepu z podżyłym jegomością, który prowadził za sobą dwie małe córeczki, bardzo mile spoglądające na słoje z bakaliami.
— Czém mogę służyć panu? — zabrzmiał w głębi sklepu uprzejmy głos kupca.
Anna odeszła w swoję drogę; przekonała się, że gdy był dzień jeszcze, gdy otaczały i wzywały ich oboje dzienne interesa i obowiązki, brat jéj mógł obejść się bez niéj, jak ona bez niego. Poszła więc, a gdy wróciła, rodzeństwo oczekiwało już w bawialni na wieczorny posiłek. Stefana nie było, ale nieobecność jego nie dziwiła tym razem nikogo, Rzadko jadał on wieczerzę, a zazwyczaj Anna posyłała mu do sklepu przez którego z braci parę szklanek herbaty. Tym razem jednak, gdy Edmund, spełniwszy to polecenie siostry, wrócił do bawialni, Anna spytała go, czy są w sklepie kupujący.
— Niéma nikogo — odparł chłopak — Stefuś siedzi sam jeden i zapisuje coś w księdze rachunkowéj. Ale wiész, Anusiu, Stefuś dziś taki jakiś blady...
— I ja to uważałem — dodał brat młodszy —