Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 157.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Nawskruś przejenty dla CIEBIE Pani najwznioślejszym szacunkiem i wdzienczny do grobowéj deski
Roman Gotard Bruno Wąsikowski”.
Czytając powyższe wyrazy, pani Róża uśmiechała się, czmychała i mrugała powiekami. Po przeczytaniu siadła na nąjbliższém krześle i zaczęła głową kiwać w zamyśleniu wielkiém.
— No, no! biedne chłopczysko! — szeptała. — Zaczłapało się to widać po uszy w mojéj Żanetce! I nie dziwota! nie dziwota! młodzi oboje, jak dla siebie stworzeni! Dziewczyninie on także w guście! Oddam jéj ten list... naturalnie, że oddam! dlaczegożbym oddać nie miała? czy to ona mężatka już, czy co, żeby nie wolno jéj było przyjąć komplementu na piśmie od kawalera? Ciekawa rzecz, co on tam do niéj wysztychował, bo, co do mnie, to nie ma co powiedziéć, górnie napisał...
Tu otworzyła znowu pismo wędrownego muzyka, i czytała półgłosem niektóre jego ustępy, przerywając je własnemi uwagami.
— „Zuchwałość nieszczęśliwego człowieka, który skazany przez los na tułaczkę po krainach niedoli i poniżenia”. Po krainach niedoli! Oho! jak on to pięknie mówi, kochańciu! i prawda, święta prawda! natułało się to biedactwo po różnych miastach i mieścinach ze skrzypeczką pod pachą! „Ośmielił się wyczytać w jéj oczach iskrę współczucia...” Naturalnie, królu mój kochany, że mam współczucie. Dlaczegoż-