Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 158.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

bym nie miała jego miéć? ja zawsze mam współczucie dla młodych niebożątek! „Jedyna nadzieja, która, jak kropla rosy ożywia duch mój zbolały w zapasach z losem...” Kropla rosy! w zapasach z losem! fiu! fiu! jak górnie, ślicznie! czule! choć do druku poddawać! Tęgą głowę ma ten Romulek, jak mego nieboszczyka Leosia kocham!...
W téj chwili wszedł znowu służący z oznajmieniem, że powóz gotowy i pani Brochwiczowa z córką czekają na dole zejścia pani Róży, aby udać się z nią na wieczór. Pani Róża zerwała się, wsunęła oba listy Romana Gotarda za stanik fijołkowéj sukni, i pulchnemi rękoma poprawiwszy przed źwierciadłem symetryą poczernionych warkoczy i sterczącego nad niemi zielonego pufa, z żywością dwudziestoletniéj kobiety zbiegła ze wschodów.
W kilka godzin potém, cisza nocna panowała w dwóch sąsiadujących ze sobą pokojach. W jednym z nich głębokim snem sprawiedliwych zasypiała Drylska, w drugim pani Róża, w zwyczajnym swym wieczornym i rannym dezabilu, siedziała przed lustrem i, mrugając oczyma figlarnie, a uśmiechając się rzewnie, patrzała na siedzącą u kolan jéj Żancię. Młodéj dziewczynie policzki pałały i oczy świeciły gorączkowym blaskiem. Zawstydzenie, radość i rozrzewnienie, walczyły na twarzy jéj; w małych rączkach, splecionych kurczowo, drżał i szeleścił arkusik welinowego papieru. Przeczytała już list Romana Go-