Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 165.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

dobna było wprowadzać młodą pannę do izb cuchnących, przedstawiać wstydliwemu jéj oku brudne posłania, na których jęczeli, zaledwie okryci łachmanami, chorzy nędzarze? czyliż podobna było niepokalaną i nieświadomą myśl jéj narażać na zetknięcie się z obrazami nędzy, nurtującéj te przepaściste głębie, w których żyją ludzie, przygnieceni brzemieniem bytu ciężkiego nad siły, jęczą kobiety chore i zbolałe, płaczą dzieci wpółnagie i głodne, w których wrą jadowite kłótnie, wzniecane biédą i goryczą, panują nałogi brzydkie, z ciemnoty zrodzone; albo téż, wśród cieniów ubóztwa i niedoli, jaśnieją jak słońca, wysokie, choć ciche, cnoty cierpliwości, odwagi, wiecznie i w milczeniu bojującej z nędzą nizkiéj, prozaicznéj, lecz w prozie swéj i poniżeniu bohaterskiéj, pracy? Nie! pokazywać to wszystko młodéj pannie było-by niepodobném; to téż Żancia miała o tém wszystkiém czysto teoretyczną tylko wiadomość, zaczerpniętą z książek i opowiadań, czyli, że nie miała o tém wiadomości żadnéj. A jednak, młode i z natury dobre jéj serce, roztkliwione i rozanielone w dodatku mnóztwem panujących w życiu jéj żywiołów, gwałtem pragnęło litować się i pocieszać. Litowała się téż nad „wendrowcem pustyni Sahary” i pragnęła go pocieszać. Było tam przecież w tém serduszku, oprócz litości, a może i w skutek litości, inne uczucie jakieś. Doświadczyła tego na sobie Drylska, która, otwierając ze snu oczy, ku nadzwyczajnemu