Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 170.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

roznamiętniony także tajemniczością stosunku, rozmarzony ponętną postacią dziewiczą, którą nieustannie widywał przed swą wyobraźnią, nakreślił on je w chwili rzewności, lub uniesienia? było tam zapewne i jedno i drugie, cechą bowiem najwybitniéj odznaczającą go było to, że nieprzytomny prawie szał, panujący nad jego życiem, nie wyłączał w nim chłodnego wyrachowania, że w kobiecie, która była przedmiotem czułych marzeń jego i ambitnych rojeń, widział i ziemskiego anioła, i zarazem „bogatą pannę.” Nakreślił tedy słowo „miłość.” Była to naturalnie „miłość czysta, jak kropla rosy, niewinna, bezinteresowna, miłość dwuch dusz rozłonczonych na ziemi, ale kture Bóg stworzył jednę dla drugiéj; miłość taka, na kturą śmiało patrzéć mogą gwiazdy i Aniołowie i cieszyć się...” Niemniéj jednak słowo to, jak grom, uderzyło Żańcię i, jak błyskawica, wpadło do piersi jéj i głowy. W piérwszém mgnieniu oka przyzwyczajenia przemogły; uczuła się obrażoną, gniewną prawie, chociaż nic a nic nie wiedziała, za co się gniewa. Potém zalała się rzesistemi łzami, (było to, jak zwykle, o późnéj godzinie, sam-na-sam z panią Różą); potém, położywszy się do łóżka, spać nie mogła, przez noc całą; wstała nazajutrz znużona, zgorączkowana, a przedewszystkiém szarpana straszną niepewnością tego, co uczynić powinna. List bowiem Romana Gotarda kończył się wyznaniem niewymuwnéj trwogi, uczuwanéj przed tém, że, rozgniewany zu-