Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 193.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

artysty, jak wiedziano powszechnie, wielce niefortunnego talentu i powodzenia. Nie tańczył wcale, bo chociaż proponowano mu wzięcie udziału w zabawie, i chociaż miał sam do tego niepomiernią ochotę, ze względu, że dało-by mu to sposobność zbliżenia się do gwiazdy polarnéj i — o bogi! — objęcia ramieniem zgrabnéj jéj kibici; to jednak, ile razy wysunął nogę, aby już, już postąpić na środek salonu i wmieszać się w koło tańczących, podnosił rękę do węzła krawatu, rzucał niespokojnie oczyma w różne strony, a znalazłszy się zawsze na czyjéjś drodze, oddawał temu, komu na chwilę zawadził, parę szybkich, przepraszających ukłonów, i wracał do uprzedniéj nieruchomości.
Trwało tak parę godzin, gdy nagle w sąsiedniéj jadalnéj sali dał się słyszeć stuk kilkunastu, jeden po drugim wyskakujących z butelek korków, drzwi rozwarły się na oścież, i dwóch lokajów wniosło do salonu na wielkich tacach kielichy, napełnione szumiącym szampanem. Przed chwilą właśnie muzyka umilkła i tańce ustały. Lokajów, wchodzących z tacami, spotkał przy progu zaraz pan Jan Brochwicz i, biorąc jeden z kielichów, ozwał się dość głośno, aby usłyszanym zostać przez liczne, w blizkości jego znajdujące się, grono osób:
— Ufając w przyjaźń i życzliwość zebranych tu szanownych sąsiadów naszych i przyjaciół, dzielę się z nimi jedną jeszcze wieścią, rozweselającą w dniu