Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 202.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

man Gotard tymczasem, powstrzymywany chwilę przez młodą staruszkę, rzucił się ku drzwiom i wszedł do przedpokoju. W téj saméj chwili Żancia poskoczyła i pochwyciła ręce pani Róży.
— Ciociu! — szepnęła z nadzwyczajną mocą — powiedz mu, aby przyszedł natychmiast do gabinetu ojca... powiedz mu, że ja go proszę, aby tam przyszedł...
— Ależ, kochańciu... — oglądając się na wszystkie strony, zaczęła wahająco się pani Róża.
— Ciociu! — powtórzyła Żancia — powiedz mu, aby przyszedł... jeżeli go dziś nie zobaczę.... umrę...
— Gwałtu! — z prawdziwém przerażeniem krzyknęła pani Róża — oboje umrą! a toż to awantury i okropności!..
Ze słowami temi posunęła się szybko ku drzwiom od przedpokoju. Żancia wbiegła do gabinetu, a po chwili wchodziła tam pani Róża, wiodąc za sobą Romana Gotarda. W sali jadalnéj nie było nikogo, w dalszych pokojach brzmiały tańce, muzyka i rozmowy; Żancia jednak trwożliwy wzrok zapuściła w głąb’ mieszkania.
— Cioteczko! — szepnęła — zamknij drzwi i stań tak przy nich, aby nikt tu nie wszedł!
Pani Róża, bardzo niespokojna, ale bardziéj jeszcze rozciekawiona i rozrzewniona romantycznością sytuacyi, cicho i szybko przymknęła drzwi i podpar-