Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 258.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

pień pochodzą! Więc i ty także, Heleno, nieszczęśliwą jesteś!...
Łkania Heleny umilkły na chwilę. Z ramionami obejmującemi wciąż szyję Teofili i z twarzą na jéj piersi ukrytą, rzekła z cicha:
— Nie jestem i nie byłam nigdy szczęśliwą... jest-że dla kobiety inne szczęście, jak w domu... w rodzinie... w zadowoleniu serca?... Może być ono zapewne dla innych w balu i w pięknéj sukni, ale dla mnie go tam niéma... Nic mnie nie łączy z Adamem... nic... nic... żyjemy razem, ale obcy sobie myślami i uczuciami... zjednoczeni tylko nędzą fizycznych cierpień, którym podlegamy oboje — ja z tęsknoty i nudy, on — nie wiem... nie chcę wiedziéć z czego...
Zapłakała znowu, a z cichym odgłosem jéj płaczu złączył się głos cichszy jeszcze, zaledwie dosłyszalny, bo wychodzący z ust trzęsących się, jak liście, burzą miotane.
— Dlaczegóż więc zostałaś żoną jego? dlaczegoś go wybrała?
Helena niżéj jeszcze pochyliła głowę.
— Byłam bardzo... bardzo młodą... pamiętasz, mamo, że miałam zaledwie lat siedmnaście... byłam wesołą... bawiłam się ciągle... myślałam, że życie to tylko zabawa... potém zrozumiałam, że jest ono czém inném, ale zapóźno... Potém kochałam prawdziwie i bardzo, ale — nadaremnie! Milczałam długo... dziś