Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 291.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

całować je z takiém uniesieniem, że zlękłam się, czy nie utraciła przytomności. Drżała cała, jak w febrze, a usta i twarz miała rozpalone, jak w gorączce. Dałam jéj zaraz kropel laurowych dla uspokojenia nerwów, i wygderałam trochę za to, że przypuszcza snadź sobie do głowy niepotrzebne jakieś myśli, i poddaje się uniesieniom, wcale dla młodéj panny niewłaściwym. Uspokoiła się zaraz pod wpływem moich uwag, i zdaje się, że po kilku minutach usnęła. Niemniéj jednak jestem o nią bardzo niespokojną… czy tylko czasem...
Zawahała się chwilę, potem dokończyła:
— Jak myślisz, Janie? czy tylko czasem nie czuje ona formalnego wstrętu do pana Artura? Dziecko uległe jest i nieśmiałe... nie ma odwagi powiedziéć nam tego, nie chce sprzeciwiać się naszym życzeniom. Spostrzegłam przecież, że od tych zaręczyn właśnie zmienił, się układ jéj, sposób mówienia i obchodzenia się, dźwięk głosu nawet... co myślisz o tém, Janie?
Pan Jan, słuchając słów żony, myślał o owém zwierzeniu, które niedawno uczyniła mu Żancia, a które wydało mu się tak dziecinném i zabawném. Teraz rodzić się poczęły w umyśle jego niejakie wątpliwości, co do znaczenia owéj, powierzonéj mu, tajemnicy. Wprawdzie, przypomniawszy sobie, że szło tam o Romana Gotarda Brunona, pomimo całego smutku chwili, uśmiechnął się z razu; było to prze-