Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 294.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

i miała ona w sobie to, co ty nazywasz bujną wyobraźnią i energiczną naturą, w czémże-by to mogło zmienić mój sposób postępowania z nią?
Pan Jan przeciągnął dłoń po ciężko schmurzoném czole.
— A! — rzekł — prawią tam coś i piszą teraz, że należy stosować do charakteru i w ogóle usposobień dzieci sposób postępowania z niemi..
Pani Herminia lekceważąco wzruszyła ramionami i niechętnie rzuciła ręką.
— Ja bo tam we wszystkie nowości te wcale a wcale nie wierzę...
Brochwicz westchnął ciężko.
— A ja uwierzył-bym może, gdybym je był poznał lepiéj... bliżéj...
Wziął rękę żony, i w pobladłą twarzą jéj patrząc z czułością i żalem, rzekł:
— Kochaliśmy się wzajem, droga Herminio, i nad życie własne kochaliśmy dzieci nasze; ale kto wié... czy nie zaspaliśmy czegoś ważnego, wielkiego, co dziś właśnie budzi nas z błogich nadziei i marzeń o szczęśliwém jutrze...
W téj chwili zabrzmiał w przedpokoju dźwięk silnie targniętego dzwonka, i w sali jadalnéj ozwały się szybkie męzkie kroki. Maryan wszedł do salonu z kapeluszem w ręku, z rozrzuconemi nad czołem włosami i ciemnemi rumieńcami na policzkach. Rzucił kapelusz na sprzęt najbliższy, pocałował w rękę matkę,