Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 300.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

pan nie myślał o tém, że kradniesz jéj więcéj, niż mienie, bo szczęście całego życia... O! jakże to nikczemnie.., o! jakże słusznie wyrzekłeś pan o sobie, że jesteś...
Urwała nagle, bo rękę jéj, z giestem gniewu i złorzeczenia, wyciągniętą ku Maryanowi, ujęła miękka i gorąca dłoń Teofili. Młoda kobieta stała pomiędzy matką a mężem, z głową pochyloną, jak wprzódy, na twarz jéj tylko i czoło wstępował, aż po uploty jasnych włosów, głęboki rumieniec.
— Matko! — wymówiła głosem cichym, brzmiącym prośbą i pokorą — nie mam prawa czynić jemu wyrzutów! ja także, zaślubiając go, kochałam innego!
Pani Natalska, przerażona słowami temi, wpatrzyła się w córkę z najwyższém zdumieniem, pani Herminia jęknęła i rozpacznie załamała dłonie, ale Maryan podniósł nagle głowę, którą pochylił był przed wyrzutami i wzrokiem pani Natalskiéj. Na twarzy jego odmalowały się dwa uczucia: urazy i zadowolenia. Rad był, że nie sam jeden popełnił winę, która go tłoczyła, ale zarazem czuł się obrażonym i zranionym srodze. Sam wprawdzie dopuścił się względem kobiety téj fałszu i zdrady, ale... był mężczyzną, a mężczyzna oszukany czyż nie posiada sto razy więcéj praw do gniewu i urazy, niż oszukana kobieta?
Podniósł wysoko zrumienione czoło i, zimne, nie-