Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 315.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

mówisz o starości, o grobie, siedzisz w domu i pielęgnujesz dzieci... Czyliż zupełnie już zaniedbałaś dawnych swych podróży i wycieczek do krewnych i znajomych...
— A zaniedbałam, Jasiuniu, zaniedbałam... ostatni raz wyjeżdżałam rok temu, wtedy właśnie, gdyś tu był, do Wojszyłłów na chrzciny... bawiłam tam dwa tygodnie... bardzo mili i gościnni ludzie... ale cóż z tego? świat już nie ten, co był, kochańciu! oj! nie tak, nie tak bywało za naszych czasów, Jasiulku...
— Czy świat o tyle ciemniejszym stał się, jak utrzymujesz, kuzynko, czy może tylko my smutniejszemi patrzymy na niego oczyma? — z uśmiechem zagadnął pan Jan.
Pani Róża, zdziwiona z razu tém przypuszczeniem, które snadź nigdy na myśl jéj nie przyszło, pokiwała potém głową.
— Być może, Jasiulku, być może... ale, ot ja tu z tobą gwarzę, nie pomnąc, że macie pewno z córką kupę rzeczy do mówienia... a i Anteczek spać już chce... pójdę położyć robaczka, a Drylską tu przyślę, aby wam herbatę urządziła, i na kominku ogień roznieciła, bo zimno dziś jakoś w naszéj chacie..
Zimno było w istocie w biednéj izbie starego domku i nieporządnie, nieprzytulnie. Na ścianach deszcz, przeciekający przez dach dziurawy, utworzył sine i popielate plamy i szlaki; powierzchnią staroświec-