Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 316.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

kich sprzętów okrywała warstwa pyłu; firanki, niezupełnie czyste i niedbale zawieszone, więcéj szpeciły, niż ozdabiały małe okna z przepalonemi i mętnemi szybami. A jednak nie wielkich trzeba było kosztów, ale trochę tylko starań i czynnego zajęcia, aby miejsce to uczynić, jeśli już nie ładném, to porządném, wygodném i czystém... Gospodynią w miejscu tém była kobieta, przyzwyczajona od kolebki do ładu, wdzięku, wytworności, dlaczegóż nieprzyozdabiała ona, nie porządkowała przynajmniéj skromnego swego siedliska? Aby znaléźć na to odpowiedź, dość było spójrzéć na powolne, senne jakby jéj ruchy, w głębokie, marzące jéj oczy. Rzeczywistość musiała nie istniéć dla niéj, gardziła nią ona, lub nawet może nie spostrzegała jéj zjawisk i niedostatków.
Drylska, rumiana i okrągła, jak dawniéj, w mniéj tylko krochmalnych sukniach, wniosła na staréj tacy przyrządy do herbaty, rozpłakała się przy powitaniu z panem Janem i, przyklęknąwszy przed wielkim staroświeckim kominem, roznieciła ogień, którego połyski ożywiły, ogrzały nieco smutną i chłodną izbę. Stara sługa Brochwiczów od lat już trzech zamieszkiwała w Cieciorkowszczyznie, a stało się to następującym sposobem. W porze, w któréj państwo Brochwiczowie okazywali się jeszcze względem córki nieprzebłaganymi, i na listy jéj nawet odpowiedzi żadnéj nie dawali, pani Herminia przywoła-