Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Rodzina Brochwiczów t.2 343.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

drugie płonęło ogniem występnych zwątpień i złych namiętności. Wydał on rękom obcym ściany ojczyste i bóztwa domowe, a sam poszedł na wędrówkę po świecie, u któréj końca stała może nędza i hańba.
I przypomniał sobie Jan Brochwicz owe wieczory letnie, w których, obciążony nienanemi dawniéj troskami, rozrzewniony do głębi widokiem ogólnych nieszczęść i upadków, spoglądał na rodzinny kraj bez granic, a uczuwając się synem téj ziemi, ogarniętéj urokiem posępnym, i ojcem młodych istot, których jutro kryło się jeszcze w mgle tajemnicy, ze łzą zapieraną w głąb’ piersi, z błaganiem słaném do groźnego nieba, szeptał drżącemi usty:
— Może dzieci nasze...
Więc zawiodła go ta ostatnia, najwyższa nadzieja! A iluż ojców zawiedzionych podobnie widział dokoła! i ileż domów, podobnie zaprzedanych, stało w smutku i ruinie śród rodzinnych rozłogów! ilu młodzieńców tułało się po świecie, na wzór syna jego, z głową oszalałą, piersią pustą i rękoma bezczynnemi, lub... występnemi! ileż niewiast, tak, jak córka jego, marnowało życie i siły bez pożytku ni szczęścia, w zalotnych uśmiechach, lub płonnych marzeniach!
Straszne to były myśli i obrazy! To téż z ser-