Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Wesoła teorya i smutna praktyka 010.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Dwie kobiety prowadziły z sobą ożywioną i przyjacielską pogadankę, przerywaną od czasu do czasu śmiechem lub głośném czytaniem. Bronzowy zegar, stojący na ładnéj, lubo niezbyt kosztownéj konsoli, wygłosił godzinę siódmą, a w téjże saméj prawie chwili w przedpokoju ozwał się donośny głos dzwonka.
— To nasz poczciwy doktor przybywa! — z widoczném zadowoleniem rzekła pani Ludwika, podnosząc od roboty swoje wielkie błękitne oczy, w których, z za wyrazu swobodnéj wesołości, przeglądała niemniéj prawdziwa i nieprzymuszona dobroć.
— Jakże to szczęśliwie, że on przybywa! — zawołała pani Zofia wesoło — pomówimy dziś z nim o tém, co wiész; nie prawdaż?
— Koniecznie! koniecznie! — potwierdziła gospodyni domu — dziś mamy właśnie najlepszą po temu sposobność!...
Wymawiając te wyrazy, dwie kobiety zamieniły takie znaki i spojrzenia, jak osoby, które spiskują i coś bardzo ważnego pomiędzy sobą układają.
Do pokoju wszedł mężczyzna średniego wzrostu, bardzo przyjemnéj powierzchowności. Nie był on pięknym, ale można go było nazwać bardzo przystojnym.
Włosy miał gęste i czarne, twarz ściągłą i bladawą, czoło myślące i spokojne, oczy duże, szafirowe, z głębokim i łagodnym wyrazem. Postawa jego była