Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Wesoła teorya i smutna praktyka 026.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

ozdobione poetycznemi strumykami, gaikami i tym podobnemi sielskiemi pięknościami. Otóż po tych ogrodach, błoniach, łąkach i gajach, nad brzegami tych strumyków, nosiłem się z miłością moją po całych dniach i nocach, nie lubiłem słońca, a szukałem cieniu, rwałem niezapominajki, rozmawiałem z szumiącemi gałązkami brzeziny, gwiazdom zadawałem pytania, na które odpowiedzi nigdy nie otrzymywałem, a do księżyca paliłem ody, godne Cycerona i Demostenesa, a tak żałośne i przenikające, że, na ich odgłos, smętny powiernik kochanków przysłaniał sobie lice srebrzystą gazą obłoków... A nie byłem jeszcze doktorem.
— A Julcia czy płaciła panu wzajemnością? — wtrąciła pytanie pani Zofia.
— Julcia — odpowiedział doktor Władysław — była wcielonym w kobiecą postać uśmiechem, lubiła nadzwyczajnie tańczyć, i walcowaliśmy ze sobą często po całych kwadransach. Nigdy nie zapomnę tych srebrzystych iskier, które zdawały się tryskać z jéj oczu, gdy, zwieszona na mojém ramieniu, ze szkarłatnym rumieńcem na białéj twarzyczce, walcowym wirem obiegała dokoła obszerny salon, drobnemi nóżkami zaledwie dotykając ślizkiéj posadzki. Każdego ranka dawała mi na dzień dobry swoję białą rączkę, a czasem wyjmowała z włosów strojący je kwiatek i rzucała go na mnie z głośnym śmiechem.
Wieczorami patrzyliśmy razem przez otwarte okno