Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Wesoła teorya i smutna praktyka 033.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

mędrców Greckich w metampsychozie, a kto wié? może i z królem Salomonem włącznie. Jedna tylko rzecz w pani Eufrozynie kłopotała mnie nieco. Było to najzupełniejsze niepodobieństwo, w jakiém zostawałem co do odszukania jéj własnéj indywidualności.
Jaką była, jak myślała, jak o różnych rzeczach sądziła, w co wierzyła, czego pragnęła, jakie piastowała nadzieje dla siebie i świata — nie wiedziałem. Gdym patrzył na nią, gdym słuchał jéj, przed oczyma memi przesuwali się z kolei różni filozofowie, astronomi, teolodzy, różne systemata planetarne, pokłady ziemi alluwialne, wulkaniczne i inne; niekiedy widziałem całe szkielety ludzkie, rozebrane z dokładnością, jaka przyniosła-by zaszczyt niejednemu gabinetowi anatomicznemu; albo znowu całe szeregi okazów, wydobytych z rozmaitych ras, na jakie dzieli się ród ludzki, począwszy od szlachetnych potomków Aryi, aż do Hottentotów i Eskimosów: lecz w całym tym szeregu wielce uczonych zjawisk, przyrządów i produkcyi, Eufrozyny nie widziałem. Pocieszałem się tém, że zjawisko to powinno było być przypisane owéj trzeciéj naturze, jaką w niéj dostrzegłem, a jaka jedną ze stron swoich rozpływała się w wielkiém buddyjskiém Nic. Naturę tę nazwałem sobie w końcu umkliwą, ponieważ umykała wciąż najbaczniejszym moim spostrzeżeniom. Kilka razy postanowiłem sobie bądź co bądź zmusić Eufrozynę, aby stanowczy uczyniła wybór między ojcem Lakorderem,