Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Wesoła teorya i smutna praktyka 061.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

zapisanego drażniącemi uczoną jego ciekawość znakami. Co do panny Heleny, no, to był już szał, żadnego wcale psychologicznego znaczenia nie posiadający. Amor zasłonił panu oczy, a po trzech dniach otworzyła je cholera. Słowem, z owych trzech quasi miłości, których historyą nam pan opowiedziałeś, żadna nie była prawdziwą miłością.
Tu pani Ludwika umilkła na chwilę, i popatrzywszy na doktora Władysława pół figlarnie, pół poważnie, dokończyła:
— Koniec końcem, powiadam panu, że teraz właśnie pan piérwszy raz w życiu i prawdziwie kochasz...
— I ja to samo utrzymuję — poparła słowa przyjaciołki pani Zofia.
Doktor milczał i patrzył na dywan, zaściełający posadzkę. Z twarzy jego zniknął całkiem wyraz żartobliwości, — spoważniał i zamyślił się. Kobiety spoglądały na siebie, i dawały sobie oczyma znaki porozumienia.
Ogólne milczenie przerwała pani Ludwika.
— Kochany panie Władysławie — rzekła — nie obrażaj się na mnie, jeśli ci powiem, że w tém żądaniu twojém posiadania żony, zachwycająco pięknéj i talentami świetnemi błyszczącéj, obok fałszywéj teoryi, jaką wyrobiłeś sobie o kobietach i małżeństwie, niepoślednią także rolę gra miłość własna, a raczéj po prostu próżność.