Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Wesoła teorya i smutna praktyka 097.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jak niezabudki, oblane kryształową rosą! — z cicha do swego albumu wymówił doktor Władysław.
— Józiu! Józiu! teraz tyś taka różowa, jak różyczka, co kwitnie u mamy w wazonie!
— Ten chłopiec jest najsprytniejszym malcem z całego chrześcijaństwa! — decydował ojciec małego wielbiciela panny Józefy.
— Jakże się pani bawi w tutejszém mieście? — zapytała znowu panna Kornelia.
— Więc ojciec twojéj przyjaciółki, luba kochaneczko, posiada tylko szczupłą emeryturę, która mu na utrzymanie nie wystarcza?
— Czas mi przechodzi jednostajnie, ale bardzo prędko; na zabawach wcale nie bywam, ale godziny, które mi pozostają od zwykłych zatrudnień, przepędzam z moim ojcem lub przyjaciołmi.
— Józia jest nauczycielką i daje lekcye na mieście; z tego się wraz z ojcem utrzymuje.
— A! a! a! więc jest nauczycielką! a czy wielkie z tych swoich lekcyi miewa dochody?
— Takie tylko, jakie starczyć mogą na skromne utrzymanie dwóch osób...
— A! a! na skromne utrzymanie! to bardzo niewiele, luba kochaneczko!...
— Józiu, nie widziałaś mego konika? chodź, zobacz mego konika.
— Późniéj, Józiu, późniéj; zaczekaj!