Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Wesoła teorya i smutna praktyka 147.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Pani Ludwika nic nie odpowiedziała, lubo doktor patrzył się na nią, jak ktoś, co pragnie i spodziewa się usłyszéć coś więcéj o przedmiocie rozmowy.
— Jakże tam z lekcyami panny Józefy? — zapytał w końcu, nie bez pewnego wahania — czy otrzymała już inne w zamian tych, które utraciła?
— Nie — odrzekła pani Ludwika — pan wiész, jak trudno o to w naszém mieście, gdzie podobno więcéj znajduje się uczących, niż uczących się.
— Musi więc cierpiéć z tego powodu wiele niedogodności — wymówił jeszcze doktor Władysław.
— Zapewne — odparła pani Ludwika — ale pan znasz Józię i wiész, jak jest mężną, cierpliwą i umiejącą sobie radzić...
Po téj rozmowie doktor Władysław siedział jeszcze więcéj zamyślony, niż wprzódy, aż na niego weseło zawołał pan Witold:
— No, rycerzu posępnego oblicza! o czém tak dumasz?
— O tyfusie, który zjawił się w naszém mieście — odparł doktor Władysław.
Nazajutrz widziano doktora Władysława, wielce krzątającego się po mieście; odwiedził on nietylko te domy, w których miał pacyentów, ale i te nawet, które po prostu, i to ledwie z dala były mu znane. Ci, którzy owego dnia widzieli go, tak chodzącego i jeżdżącego po mieście w różnych kierunkach, nie dziwili się temu bynajmniéj, gdyż niedawno przedtém