Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Wesoła teorya i smutna praktyka 264.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

ki balsamu macierzyńskich pociech po wyjściu zięcia przetrwała parę minut w zupełném milczeniu i bezczynności, a wyjrzawszy przez okno i przekonawszy się, że doktor Władysław był już na ulicy, stanęła nad córką i w te ozwała się słowa:
— Dosyć-że już tych beków, Kornelko. Mąż twój wyszedł.
Kornelia podniosła się w pół, spojrzała na matkę oczyma łez pełnemi i wymówiła:
— Więc mama sądzi, że ja grałam komedyą przed Władysławem? że płacz mój był udaniem? Jeśli tak jest, to mama myli się, mocno myli się...
To rzekłszy, powstała i obie ręce przeciągnęła po twarzy, rzęsistemi zalanéj łzami. Wkrótce jednak opuściła je na suknią i stała tak z pochyloném czołem w milczeniu.
Pani prezesowa patrzyła na nią z wyrazem zdziwienia, połączonego z gniewem.
— Cóż znowu! — rzekła — czyliż w istocie płakałaś nad tém, że ci mąż sprawić nie chce pięknego ekwipażu? Ależ bądź cierpliwą! jak uweźmiemy się obie, to postawimy na swojém...
— Ależ to właśnie przykrość mi sprawia, że jesteśmy zmuszone uwziąść się i postawić na swojém!— zawołała Kornelia, podnosząc głowę i z żywym na twarzy rumieńcem. — Mnie to boli, mnie to upokarza, że on mnie, mnie odmawia tak prostéj, tak niezbędnéj rzeczy... On powinien był sam odgadnąć, przewidziéć