Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Wesoła teorya i smutna praktyka 284.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

wnemu żony, a do tego jeszcze takiemu, którego ona uważała za rodzonego brata, należą się z jego strony pewne życzliwe względy. To téż podał dłoń gościowi z całą możebną grzecznością i uprzejmością, a następnie zwrócił się w inną stronę, aby powitać panią prezesową.
Pani prezesowa nie zdawała się dotąd spostrzegać obecności zięcia i, pilnie poruszając szydełkiem, w taki sposób pochyliła głowę nad robotą, że światło lampy padało tylko na jéj czoło, ukazując na niém zmarszczki groźne i przepowiednie srogich burz.
Widok tych zmarszczek niemile uderzył oczy doktora. Przeczuł on raczéj, niż zrozumiał ich znaczenie. Zbliżył się wszakże do teściowéj i, czyniąc przed nią ukłon, który daremnie straconym został, ponieważ nie dostrzegły go niczyje oczy, wymówił zwyczajne wyrazy powitania.
Pani prezesowa nie odpowiedziała i zdawała się być pozbawioną słuchu i mowy.
Doktor Władysław powtórzył wyrazy powitania.
Pani prezesowa wydawała się wciąż głuchą i niemą.
— Kochana mama tak zajęta robotą... — wymówił do zgody dążący zięć.
Teściowa podniosła głowę i przemówiła:
— Niepotrzebnie, wcale niepotrzebnie zwracasz na mnie uwagę, luby, kochany zięciu! Uwalniam cię