Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Wesoła teorya i smutna praktyka 292.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

głos jéj, gdy mówiła, był tak drżący i zapałem podniesiony, oczy tak gorzały, policzki tak żywym rumieńcem zapłonęły, że doktor z pewném zdziwieniem spójrzał na nią. Zdziwienie to jednak ustąpiło wkrótce przykremu uczuciu.
— Kochana Kornelko! — rzekł łagodnym, ale poważnym tonem — powtarzam raz jeszcze, że zawód artystyczny, pojęty w całéj godności i wielkości swojéj, zasługuje na wysoką cześć i szacunek; niemniéj jednak praca, w innym zwrócona kierunku, jeżeli rozumną jest i wytrwałą, oddać może światu również wielkie przysługi, i niekoniecznie także musi pełzać po ziemi, ani w grubéj zatapiać się prozie...
— O! — zawołała Kornelia, na któréj twarzy zjawiały się coraz wyraźniejsze oznaki rozdrażnienia i uporu — bywają zawody, którym oddając się, człowiek staje się zimnym, prozaicznym, nie zdolnym do zrozumienia... do zrozumienia...
I znowu zająknęła się, nie wiadomo, czy dlatego, że zabrakło jéj wyrazu ku określeniu myśli, jaką wypowiedziéć chciała, czy dla innéj jakiéj przyczyny.
— Do zrozumienia potrzeb serc gorących i umysłów z wyższym polotem — dokończył słowa Kornelii pan Gustaw.
— Tak, tak właśnie — zawołała młoda kobieta. — Bywają zawody, którym oddając się, ludzie stają się nudni, poważni, okrutni, zimni. Nie umieją oni ani