Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Wesoła teorya i smutna praktyka 322.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

na piersi i zasunęła się w kąt sofki, pan Gustaw zrozumiał, że słów swych nie wymówiła napróżno.
Pochwycił tedy kapelusz i, wychodząc, raz jeszcze zwrócił się ku pięknéj kobiecie.
— Posłuszny jestem — rzekł — odchodzę, ale wiédz pani o tém, że z rozpaczą w sercu!...
Zaledwie drzwi zamknęły się za odchodzącym, Kornelia porwała się z sofki, stanęła i westchnęła z głębi piersi.
— Och! jakże mi serce bije! — szepnęła, i dłoń przycisnęła do piersi. — Och, jakże się zlękłam!
Oddech jéj był w istocie ciężki i nierówny, ręce i wargi drżały.
— Czegóż ja się tak zlękłam? — po krótkim przestanku spytała sama siebie. Oczy utkwiła w drzwi pokoju, które prowadziły do gabinetu jéj męża.
— A! — rzekła — nie sądziłam nigdy, aby to była rzecz tak straszna... straszna!..
I, z trwogą istotną, obiema dłońmi twarz sobie zakryła.
W téj saméj chwili poczuła, że ją coś lekko szarpnęło za suknią. Zarazem u stóp jéj ozwał się dźwięk na-pół żałosny, na-pół pieszczotliwy. Był to wyżełek Fido, który w ten sposób przypominał się pamięci swéj pani. Młoda kobieta odsłoniła twarz i, schyliwszy się, ujęła w ramiona tulące się do niéj stworzonko.