Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Wesoła teorya i smutna praktyka 349.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

postawić w nader przykréj i niestosownéj dla mnie pozycyi.
Kornelia zrozumiała, o kim myślał mąż jéj, gdy to mówił. Oczy jéj, dotąd obojętne i roztargnione, zapłonęły nagłym ogniem. Powstała i, rozkładając nuty na pulpicie, rzekła:
— Mój kochany! przed ślubem naszym mówiłeś mi nie raz, ale sto razy, że chciał-byś, aby żona twoja świetnie prezentowała się w towarzystwach i ściągała na siebie powszechną uwagę i admiracyą. Jeśli twój gust odmienił się, nie moja w tém wina; ja jestem taką, jakąś mnie poznał, jaką byłam zawsze i jaką abym była, sam wprzódy chciałeś...
To rzekłszy, usiadła i puściła ręce po klawiszach, a doktor Władysław, wiedząc z doświadczenia, że od dalszych uwag jego zasłoni się muzyką, jak nieprzenikliwym pancerzem, machnął ręką i odszedł, mówiąc do siebie:
George Dandin!
Kornelia, grając ciągle, przeprowadziła go wzrokiem aż do drzwi, ale potém nie wybuchnęła głośnym śmiechem, jak bywało zwykle, gdy muzyką pozbyła się gdérania matki lub przedstawień męża, ale skrzyżowała ręce na piersi i nieruchomemi oczyma wpatrzyła się w przestrzeń. Przed nią, zawieszony w powietrzu, stał wciąż pan Gustaw, w apoteozie. Dotąd widziała w nim tylko pełnego dla niéj powabu człowieka, teraz dorósł on w jéj wyobraźni do rozmiarów