Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Wesoła teorya i smutna praktyka 357.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

przerażony. Szczęki jéj poruszały się żywiéj, niż kiedykolwiek.
— Marzyć! wspominać! — wymówiła po chwili mniéj już gwałtownym tonem. — I któż ci mówi o marzeniach i wspomnieniach? Baw się niemi, ile ci się podoba, ale nie posuwaj się do uczynku...
Miała coś więcéj powiedziéć, ale umilkła, bo rzuciwszy spójrzenie na córkę, dojrzała na twarzy jéj wyraz taki, jakiego nigdy nie widziała. Po chwili milczenia, śród którego słychać było ciężki jéj oddech, Kornelia z wolna i zmienionym głosem mówić zaczęła:
— Czy widziałaś kiedy, mamo, granicę, oddzielającą marzenia od uczynku? czy ktokolwiek ją widział? Mnie się zdaje, że téj granicy nikt nie widział, że jéj niéma. Marzenie, mamo, jest to droga, po spadzistości idąca, ślizka. Człowiek zstępuje po niéj z góry i schodzi na dół, a na dole znajduje uczynek...
Przestała mówić, a pani prezesowa patrzyła na nią osłupiałemi oczyma i otwartemi od zdziwienia usty. Po chwili wymówiła, jakby z trudnością:
— Uważam, że napada cię w téj chwili jeden z raptusów, którym podlegasz i których pod wpływem mówisz bez sensu. Ja tam nie rozumiem twoich andronów o górach i dołach, a przypomnę ci tylko religią, przysięgę, którą wykonałaś...