Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Wesoła teorya i smutna praktyka 359.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

zmateryalizowana, głęboko samolubna natura, nie pojmując duchowego zepsucia i lekceważąc je, zadrżała przed faktem grubym, materyalnym i usłyszała głos sumienia, przemawiającego do niéj głosem jéj dziecka.
Bądź co bądź, pomiędzy dwiema kobietami trwało dość długo milczenie. W końcu pani prezesowa podniosła głowę, wytężyła wzrok, aby śród zmroku przyjrzéć się twarzy córki, i tym samym niepewnym głosem wymówiła:
— Spodziewam się, że przynajmniéj nie myślisz o porzuceniu męża...
Kornelia z wolna podniosła się i stanęła przed matką.
— I jakże mam o tém myśléć? — wyrzekła stłumionym głosem — jakże mam o tém myśléć, skoro jestem ubogą, a Gustaw nie posiada także majątku? Czy sądzisz, mamo, że gdybym była bogatą, jeden dzień dłużéj przebyła-bym z Władysławem? Nie, z pewnością nie. Ale jestem ubogą i Gustaw także... muszę więc pozostać tu... muszę...
To rzekłszy, zbliżyła się ku oknu i, oparłszy czoło o chłodną szybę, wpatrzyła się w pokrytą wieczornym cieniem ulicę.
Patrz, młoda kobieto, po-przez chłodną szybę na wieczornym cieniem pokrytą ulicę, patrz i zobacz! Oto tam przeciwległym chodnikiem, śród mgły i zmroku, przesuwa się postać kobieca, ciemna, niewyraźna.