Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Wesoła teorya i smutna praktyka 366.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

strumentów grało. Skrzypce piszczały, kontrabas huczał, fortepian dudnił, flet dzwonił, klarnet gwizdał, wiolonczela jęczała. Wszystko razem składało marsz wojenny jakiegoś czarnego narodu, zamieszkującego strefę spaloną słońcem, a nieubłogosławioną cywilizacyą. Przy dobréj dozie wyobraźni, można było pojąć, jak wspaniały widok przedstawiać muszą czarni ludzie, z naciągniętemi łukami u boków i rzędami kolorowych szkiełek u piersi, w wojennym pochodzie idący, przy taktach tego marsza. Ale wyobraźnia doktora Władysława znakomicie ochłodła dnia tego pod wpływem zimowéj zamieci, na jaką tak długo był wystawiony; marsz więc wojenny czarnych narodów nietylko nie nasuwał myśli jego żadnych przyjemnych, ani wspaniałych wyobrażeń, ale przeciwnie, rozrywał mu ją boleśnie, jakby tysiącem wyostrzonych noży, i w przeciągu kilku minut sprowadził mu dolegliwy ból głowy. Z pierwotnego ogłuszenia i osłupienia, w jakie popadł, obudziło go przenikliwe zimno, panujące w jego gabinecie. — Kornelia, spodziewając się gości, wzbroniła dnia tego służbie zbytniego ogrzania pokojów, w obawie, aby, przy liczném zebraniu osób, temperatura w mieszkaniu nie stała się zbyt duszącą. Ale w samotnym gabinecie doktora źle ogrzanym i ze ścianami wystawionemi na wichry, które weń uderzały, zimno było, jak w lodowni. Doktor Władysław wstrząsał się tedy od chłodu, przytém głód mu dokuczał. Ręką, drżącą od niemiłego