Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Wesoła teorya i smutna praktyka 378.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

się festony białych skromnych firanek i drobne liście mirtu i róż miesięcznych.
Doktor Władysław stał przez chwilę nieruchomo, i patrzył na te okna; potém wszedł w bramę domu. Było to mieszkanie Józi.
Dlaczego doktor Władysław zatrzymał kroki swe tam, a nie gdzie indziéj? sam o tém jasno nie wiedział.
Kierował się on zapewne tém mimowolném uczuciem, które ludzi cierpiących pociąga do serc im oddanych, niezadowolonych z chwili teraźniejszéj zwraca ku lepszéj, choć-by długo zapomnianéj, przeszłości.
Na odgłos dzwonka otworzyły się drzwi małego przedpokoiku i młoda, miłéj choć nader skromnéj powierzchowności, służąca, wprowadziła przybyłego w głąb’ mieszkania. W piérwszym od wejścia pokoju nie było światła; doktor Władysław zatrzymał się o kilka kroków od progu, i przez chwilę nie postępował daléj. W ramach otwartych drzwi od sąsiedniego pokoju, na tle białego łagodnego blasku, ujrzał bardzo prosty i powszedni obrazek, który jednak przykuł do siebie jego oczy. Przy niewielkim okrągłym stole, na którym paliła się dość duża lampa, siedziały dwie osoby. Jedną z nich była Józia, drugą jéj ojciec. Obfite światło padało na całą postać młodéj dziewczyny, twarzą do drzwi zwróconéj, a w półcieniu, utworzonym od stojącéj na stole zielonéj