Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Westalka.djvu/14

Ta strona została uwierzytelniona.
Kornelia (do siebie).

Kto lub co dopełnia względem śmiertelnych nieśmiertelnego oszustwa? Z każdym ludem, z każdem pokoleniem, z każdem małem, jednem sercem igra w początku i celu swoim niezbadane, jakieś tragiczne, wieczne to samo. Jak piłka, którą bawi się dziecię, każdy lud, każde pokolenie, każde małe, jedno serce, wzbić się musi pod niebo i upaść na ziemię, z tem większą dla siebie szkodą, im większą była wysokość, ku której się wzbiło. Mniemałam, że ją, tę niewinną, przed okrutną zabawką czegoś niewiadomego ochronię. Przez długie lata wszczepiałam w nią swoją prawdę; wystarczyło jednej minuty, aby życie zastąpiło ją swojem oszustwem. Widzę już, że chwyta ją i na igraszkę sobie zabiera wieczne to samo. Głupie, ślepe, biedne dziecko! (Głośno). Za co Juniusz Arulenus powiedział ci: Bądź błogosławioną?

Helia (budząc się z zamyślenia, z rozkoszą).

Za to, pani, że uratowałam mu życie. Ty, pani, także, ale i ja... i ja...

Kornelia.

Dobrze. Lecz czyliż obie: ty i ja, uczyniłyśmy go nieśmiertelnym?

Helia (ze zdziwieniem).

Nie...

Kornelia.

Więc umrze. Trochę później, ale umrze. Jestże tak wielkiem dobrem rozstać się z życiem zamiast dziś, jutro?

Helia.

Ależ nie jutro, pani, nie jutro! On żyć będzie długo.