Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Westalka.djvu/34

Ta strona została uwierzytelniona.
Juniusz (obejmując ją).

I jeszcze, Helio, jest na świecie rzecz dobra i święta, którą znają tylko dusze wyniosłe... (pieszczotliwie włosy nad czołem jej rozgarnia). Zgadnij, droga, co to jest?

Helia (podnosząc głowę z uśmiechem).

Próbujesz, Juniuszu, czy dusza moja spoić się może z twoją tem, co w nich obu jest nąjszlachetniejszem! Tak, zgadnę! Pamiętasz, w ogrodzie rodziców moich, krwawo kwitnące kaktusy i pacholę, które śród nich marzyło o czynach Herkulesowych?...

Juniusz.

O droga! We wspaniałem natchnieniu stworzyli cię bogowie! Ciało masz podobne do chryzantemy wysmukłej i białej, a umysłem niewieścim przenikasz myśl męża.

(Patrząc na siebie i zcicha rozmawiając, idą w głąb ogrodu i zbliżają się do otaczającego muru).


Gigea (chyłkiem wysuwa się z zarośli i z ruchami zdziwienia mówi).

O czem oni gadają? Na sroki, przedrzeźniające Muzy, o czem oni gadają? Słucham, słucham i uszom niedowierzam! O naturze, o cnocie, o Faetonowych wozach, nawet o pogodzie... Teraz znowu ta z kaktusami jakiemiś wyjechała, a on ją za to chwali. Jak żyję, takiej pary kochanków nie widziałam. Jeszcze nawet nie pocałowali się ani razu! Jeżeli to jest miłość, niech starą Gigeę harpie na pazurach swoich po świecie rozniosą! (trzęsie głową i śmieje się). Che, che, che! Nie tak, nie tak wcale ze mną za młodu bywało! Gdy tylko jaki ładny chłopak miłe oczy do mnie zrobił,