Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Westalka.djvu/38

Ta strona została uwierzytelniona.
Helia (zawieszając mu się na szyi).

Będę jaskółką, wijącą dla ciebie w kraju dalekim gniazdo...

Juniusz (trzymając ją w objęciu).

Może grota, pełna chłodu i nocnych postrachów, może pustynia z wyiskrzonem wiecznie okiem słońca schronieniem nam będzie, nim nad Rzymem zaświta dzień szczęśliwy... Czy pójdziesz ze mną?

Helia.

Z tobą wzywać będę dnia szczęśliwszego i z tobą, jeśli nieszczęsny nadejdzie — szczęśliwa umrę...

(Całują się i pocichu rozmawiają).


(głos Edyla za murem).

Dobrze jest od czasu do czasu na święty ogień okiem rzucić, bo niewiastom ufać nie można, takim nawet... Popatrz, jak zręcznie się tam wdrapię.

(głos Waleryusza).

Chciałbym edylem być, aby mieć prawo spojrzeć na ten ogród.

(głos Edyla).

Więc spójrz! Oprzyj się dłońmi na ramionach moich, a nogi z nad ziemi podnieś... ot tak! hop! Uf! Eneaszowi lżej było dźwigać ślepego Anchiza, niż mnie tłustego Waleryusza. Nic to! Przyjacielowi przysługę oddać trzeba! hop!

(Głowy Edyla Sofroniusza i Waleryusza ukazują się nad murem).


Edyl Sofroniusz.

Bogowie nieśmiertelni! Czy widzisz, Waleryuszu! Mów, mów prędko, co widzisz, bo ja oczom swoim niedowierzam!