Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Widma 034.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

nia, nie powiedział nic więcéj, tylko, powtarzając wyraz: ucz się, ucz się, — mieszkanie opuścił.
Po odejściu męża, pani Aniela znowu przez czas jakiś brząkała w kuchence naczyniem, które myła i porządkowała; po czém przyniosła do bawialnéj izdebki kosz z bielizną i, usiadłszy przy małéj lampie, zabrała się do szycia i naprawiania mężowskiéj, synowskiéj, a może i swojéj odzieży. Przed rozpoczęciem jednak roboty swéj, spojrzała przez ramię na syna i krótkim rozkazującym głosem dowódzcy, jakim zwykła była przemawiać, zawołała:
— Julek! ucz się!
Chłopak wziął kilka podartych książczyn i, usiadłszy przy matczynéj lampce, gorliwie, półgłosem uczyć się zaczął. Lusia siedziała na swém wysokiém krześle, przy oknie, w uprzedniéj postawie, z rękoma wsuniętemi w rękawy sukni. Zamyślonym swym, chmurnym nieco wzrokiem patrzała ona na żółte ściany, niby czarną podartą krepą, osnute lekkiemi cieniami, — na mosiężne wahadło zegara, które jak złota iskra miarowo błyskało to z jednéj strony dwu grubych czarnych sznurów, to z drugiéj, — na kółko świetlane, które prostopadle nad lampką, pośród sufitu, naśladowało bladą tarczę miesiąca, — na panią Anielę nakoniec, która, w kilka chwil po wzięciu do rąk roboty, tak w niéj całą duszę swą utopiła, iż zniknęła ona całkiem z jéj twarzy. Ze zmarszczoném czołem i przygarbionemi plecami, z oddętemi wargami i okiem szklistém, w którém nie było śladu żadnéj myśli, kobieta szyła, cerowała, łatała, od czasu do czasu tylko wzdychając ze zmęczenia, czysto mechanicznie, albo z zakłopotaniem kręcąc głową, gdy dwa kawałki płótna zejść się z sobą nie chciały, albo dziura jakaś była tak wielką, że zasnucie jéj nićmi przedstawiało niezwykłe tru-