Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Widma 038.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

grą uczuć różnych: zadowolenia, zmartwienia, wesołości, obawy. Niekiedy z energicznemi gestami wydawał głośne okrzyki:
— A niech-że go! tego Bismarcka! — wołał — zawsze wynajdzie on sposób jaki, aby postawić na swojém!
Albo z szerokim, serdecznym śmiechem:
— Liberalni zwyciężyli! tegom się spodziewał! O! nie zduszą ich już we Francyi, nie zdławią! Ot kraj... niebo!
To znowu, zamyślając się, poważnie mówił:
— Ktoby się to mógł spodziewać, aby systemat federacyjny raz jeszcze upadł w Austryi! Czy oni nie widzą, że jest to dla państwa jedyna deska zbawienia!
Bawił się pan Marcelli w czasie czytania tego, myślał, kombinował, przebywał cały szereg wrażeń, — żył. Pani Aniela bohatersko przezwyciężała senność, nudę, zmęczenie, i od czasu do czasu rzucając spojrzenia na rozgorzałego i ożywionego męża — czytała... Kiedy skończyła czytać, pan Marcelli, topiąc w twarzy jéj długie spojrzenie, rzekł:
— Zamęczasz się, Anielko, dla mnie tém czytaniem...
Wybuchnęła śmiechem.
— Ot, śmieszna rzecz! — zawołała. — Nie mogę nigdy oduczyć cię od tego: zamęczasz się! zamęczasz się dla mnie tém czytaniem! Żebym ja ci zaczęła klektać codzień nad głową: zamęczasz się, Marcelli, zamęczasz się dla mnie i dla dziecka tém pisaniem w biurze! miło by ci było? Co trzeba, to trzeba. Każdy robi, co do niego należy, i koniec. Przecież ta gazeta, to twój klub, twoje spacery, twoje wszystkie wesołości i rozrywki. Chwała Bogu, że ją tak lubisz!...
Jakby sobie co przypominała, sięgnęła do kieszeni, wyjęła z niéj dużą miedzianą dziesiątkę i, pokazując ją mężowi, rzekła: