Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Widma 057.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Małoż-to tu jeszcze mądrości! — mówiła — po francuzku i po niemecku nauczą ją wyśmienicie i trochę innych tam różnych nauk. Będzie już z tém mogła zarobić sobie na kawałek chleba, lekcye dając, a potém za mąż wyjdzie pewnie, bo ładna.
Odtąd, każdego wieczora, gdy tylko drzwi zamknęły się za odchodzącym do biura panem Marcellim, pani Aniela, wchodząc do bawialni z koszem swym, pełnym staréj bielizny i odzieży, zamiast, jak dawniéj, wołać:
— Julek! ucz się! — wołała: Dzieci! uczcie się!
Uczyły się. Mała sypialnia, w któréj uprzednio stojące sprzęty przycisnęły się jedne do drugich, aby zrobić miejsce dla okrągłego stołu, pełnego zadrukowanych i zapisanych papierów, przez długie wieczorne godziny rozlegała się ich głosami. Przy świetle małéj lampki, pod ścianami, nie żółtemi już, jak w bawialni, ale sinemi, siedziały one naprzeciw siebie i, przyciskając dłonie do uszu, żeby wzajem nie słyszéć swoich głosów, uczyły się.
Bez przerwy ni odpoczynku, jednym tchem jakby, dziewczynka mruczała:
— Je rends, tu rend, il rend, nous rendons, vous rendez...
A z drugiéj strony stołu wtórowało jéj mruczenie chłopca:
— Potens — potentis,
Ingens — ingentis,
Diligens — diligentis...
Łacina jego mąciła jéj francuzczyznę. Mocniéj więc dłonie do uszu przyciskając, głośniéj, niż wprzódy, powtarzała:
— Je reçus, il reçut, nous recevons...