Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Widma 066.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

głych, w przestrzeni pełnéj liści, które, od drzew swych oderwane, tułały się błędne, lub osiadały trwożnie i nizko, nizko przy zrytéj przez burzę ziemi...
Drugą wybitną cechą dzieci tych była — ciekawość, chciwa, namiętna, nienasycona ciekawość świata i spraw jego, ludzi i ich stosunków, życia, jego cierpień, radości, grzechów i cnót. Uczucie to przynosiły z sobą do domu ze szkoły, z ulicy; rozniecały je w nich koleżeńskie rozmowy, przelotnie zasłyszane zdania, gwałtowny nakoniec popęd ku wszystkiemu, co istniało po-za żółtemi i sinemi ścianami ich gniazda. Zadowolenia żądzy téj, wwianéj w ich wnętrza przez niedostrzeżone, lecz nieprzeparte prądy czasu, szukały one z razu w książkach szkolnych. Do każdéj nieznanéj jeszcze, nieprzeczytanéj karty książek tych rzucały się ochotnie, chciwie niemal, pochłaniały ją szybko, i, zawiedzione, sarkały zcicha, opuszczając ręce. Potém jednak, tak bardzo upragnione im, wieści z szerokiego świata i o nim, spływać na nie zaczęły obficie i ze stron różnych. Kiedy Julek wracał ze szkoły, Lusia, pierwéj nieco odeń przybywająca do domu, zrywała się z siedzenia, z żywością ruchów, zupełnie u niéj niezwykłych, podbiegała ku niemu i zcicha, lecz żywo, pytała:
— Cóż? jest co? przyniosłeś?
Jeżeli odpowiedź była twierdzącą, oboje już przez resztę dnia zdradzali szczególne u nich, gorączkowe nieco, ożywienie; mówili więcéj, niż kiedy; w obecności pani Anieli dawali sobie oczyma znaki porozumienia; a wieczorem, w sinéj izdebce, przy okrągłym stole siedząc, uczyli się z roztargnieniem i trudnością widoczną. Kiedy nakoniec pan Marcelli wrócił z biura, głos pani Anieli, czytającéj gazetę, przebrzmiał, a natomiast rozległy się głośne