Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Widma 082.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

nak nie poddawał się nigdy i można je było odgadnąć tylko po gwałtowności ruchu, jakim zrywał się ze stołka, i po szczególnym zapale, z jakim drżącemi rękoma, bez żadnéj zresztą widocznéj potrzeby, wzmagał i umniejszał natężenie gazowego płomyka. Przy tem mruczał coś pod białym wąsem z cicha i monotonnie, a usiadłszy na stołku, ze zgaszonym już w piersi gniewem, rozpoczynał gderliwe a długie upomnienia, połączone zazwyczaj z wyrzekaniami na nowy świat, teraźniejszych ludzi, nauki ich, wymysły i t. d.
Lusia nie wdawała się z dziadkiem w spory, słuchała milcząc, lub odpowiadając z rzadka cichém i z pozoru łagodném słowem; ale przy rozstaniu żegnała go coraz chłodniéj, a przychodziła doń coraz rzadziéj i na krócéj...
Raz — a miała wtedy lat już blizko szesnaście — weszła do oszklonéj izdebki z zaczerwienionemi od płaczu oczyma, bardzo i widocznie rozżalona. Zapominając o wszystkich goryczach swych i urazach, Otocki rzucił się ku niéj z trwogą, pytaniami, pieszczotą. Zaledwie mogąc wstrzymać się od łkań, powiedziała mu, że nazajutrz Julek opuścić miał Onwil, a wyjechać w podróż do dalekiéj, dalekiéj stolicy.
— Cóż? — pytał Otocki — czy przywiązałaś się doń tak bardzo, że cię rozstanie z nim tak wiele kosztuje?
— Tak! — odpowiedziała — lubię go bardzo i smutno mi będzie bez niego; ale największy mi żal, gdy pomyślę, że on tam na świecie będzie żył, patrzał, uczył się, wtedy, gdy ja...
Otocki zbladł.
— Czy chciałabyś, — zaczął zwolna — czy chciałabyś żyć tam, dokąd on jedzie?
Z naiwném samolubstwem młodości zawołała żywo:
— O tak! tam, czy gdzieindziéj, byle nie tu, byle nie tu!