Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Widma 090.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nigdy nie zazdrościłem nikomu....
— Zazdrościć — z gestem przerażenia zawołała pani Aniela! — Juleczku! jak można przypuszczać, aby ojciec twój pożądał cudzego dobra?
Z odcieniem niecierpliwości, doznawanéj zwykle przez ludzi, którzy czują się niezrozumianymi, syn odrzucił:
— Ależ, moja mamo! co to jest: cudze dobro? Ziemia jest wspólną własnością... Ale, po co ja o tém mam tu mówić? Tu nikt nie rozumié rzeczy takich, ani się niemi zajmuje. Ojciec i mama spleśnieliście w swojém ciasném, mieszczańskiém życiu i, aby zrozumieć nowy świat i nowych ludzi, braknie wam już siły...
Pani Aniela szeroko otworzyła oczy i usta; pan Marcelli spojrzał na syna i, ze wzrokiem wlepionym znowu w talerz z cicha wymówił:
— Nie powiedziałeś mi nic nowego... wiem o tém dawno, że jestem ciemny i głupi... wolałbym jednak, abyś ty mi tego nie mówił....
Otockiego oczy błysnęły, jak stal.
— Niepięknie — rzekł półgłosem — niepięknie jest i niedobrze w sposób ten do rodziców mówić!
Julek ściągnął brwi. Wyraz twarzy jego stał się srogim i ponurym, a postawa wyglądała pełną obrazy.
— Gdzie idzie o prawdę — wyrzekł niechętnie — tam niepowinno być względów żadnych.... Rodziców oświecać należy tak samo, jak innych ludzi....
Otocki był wzburzony.
— Tylko, że oświecanie to zapóźno już przybywa! — zawołał. — Niemłodzi są, zmęczeni, spracowani.... korzystać długo z lekcyi syna nie będą!...