Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Widma 100.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

która, gdy tylko wyszli z opylonych i skwarnych ulic miasta, otaczała ich wielkiém kołem piękności swych i ukojeń, — ślepi oni byli i głusi. Kwiaty, które deptali, ptaki, które śpiewały nad ich głowami, złote kłosy kłoniące się niby do stóp zachodzącemu słońcu, i samo to topienie się światła dziennego w morzu purpury i złota, widywali oni dotąd tylko na kartach książek, które przedstawiały je w opisach lub niedołężnych rysunkach. Umieli oni to wszystko, lecz nic z tego nie znali i — nie kochali, nic téż z tego nie wywierało na nich oświeżających i kojących wpływów. Dzieci prawie, mijali kwiaty i ptaki i malownicze widoki, z powagą i obojętnością mędrców, lub mężów stanu, którzy, losy świata w głowach swych ważąc, lub na barkach niosąc, ku drobiazgom życia i natury, najczarowniéjszym choćby lub najbardziéj nauczającym, zniżać się nie chcą i nie umieją. I w istocie, dla wszystkiego, co powszedniém było, nie okazałem, nie wabiącem wzroku i wyobraźni wyniosłością szczytów swych lub jaskrawością barw, Julek wyznawał pogardę bezwzględną. O zajęciach i pracach codziennych, jednostki tylko ludzkie na celu mających, zarówno jak o cnotach i poświęceniach cichych, wykonywających się w obrębie ścian domowych i kółek rodzinnych, mawiał: dzieciństwa! Przestrzeń wszelką, ograniczoną do jednéj okolicy jakiéjś, do jednego kraju, nazywał: zakątem, parafią, albo nawet więzieniem. Zdawało się, że wciąż i z siły całéj wytężał władze wzroku i myśl, aby módz niemi od krańca do krańca całą kulę ziemską ogarnąć i, pomijając stopnie wszystkie, najwyższych szczytów pojęć i pragnień ludzkich dosięgnąć. Wahania się wszelkiego i stopniowania, ważenia idei na szalach rozwagi i przymierzania ich do niezli-