Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Widma 109.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ach! — zawołała — czy będziesz lody po mieście roznosił?
Zachmurzył się i wzajem zapytał:
— Czy myślisz, że celem moim jest zabawa? nie zrozumiałaś, co chcę czynić?
Owszem, zrozumiała teraz i bystro spojrzała mu w oczy.
— Braterstwo ludów... — wymówiła z wielką powagą.
— Tak! — odpowiedział z namaszczeniem nieledwie, — zamanifestuję przekonania moje jawnie i śmiało.... Precz z przesądami!
Wraz z ostatnim okrzykiem wykręcił się na pięcie i w kilku hołubcach przebiegł pokoik. Spoważniał jednak wkrótce i stanął przed Lusią.
— Czy pójdziesz ze mną? — zapytał głosem, w którym brzmiał nieledwie rozkaz.
Nie wahała się ani chwili. Oczy jéj błysnęły. Wstała.
— Pójdę! — odpowiedziała zwolna i spokojnie — ja téż pokażę, że kobieta wolną jest w wyborze przekonań swoich, a dość silną być może, aby otwarcie, przeciw wszystkim i wszystkiemu, przekonania te objawiać!
— Brawo! — zawołał Julek. — Nie straciłem tu daremnie czasu! Zdobyłem dla idei naszych dzielną adeptkę!
Prędko, prędko wyjęła z warkocza podtrzymujące go szpilki, aż jedwabisty, gruby i nieco splątany, spłynął jéj na plecy. Pochwyciła potém mały, męzki prawie, kapelusik i włożyła go w ten sposób, iż osłaniał tylko tył jéj głowy, na śmiałe czoło najlżejszego nie rzucając cienia. Przejrzała się w małém lusterku i zawołała:
— Teraz jestem więcéj do mężczyzny podobna!
Zaśmieli się oboje, swawolnie, dziecinnie niemal.