Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Widma 115.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

obrębione złotem! Co tu ptaków! i jak one wesoło świergocą! Czy pomiędzy niemi niema nierówności i niesprawiedliwości do poprawiania, ani głupstw i przesądów, z któremi walczyć każdy powinien! O, mój Julku, jaki ten świat piękny! dlaczegoż na nim droga do prawdy — taka trudna? jak błogo jest oddychać i żyć na łonie natury, któréj poprawiać i z którą walczyć nie trzeba!
On, zwykłym sobie, pedantycznym nieco tonem, zaczął:
— Mylisz się! naturę także zwalczać i poprawiać należy, i nietylko tę zewnętrzną, która istnieje wkoło nas, ale i tę wewnętrzną, która objawia się w skłonnościach i pojęciach, wlanych w nas przez ciemne wieki... Prawo dziedziczenia, to wielkie i zdumiewające zjawisko przyrody, wyjaśnia nam...
Nie skończył, urwał nagle, a nawet, gdy mówił jeszcze, znać było, że myślał o czém inném. Patrzał na Lusię nie tylko uparcie, ale nawet z wytężeniem takiém, że zdawało się, iż niepodobna mu było wzroku od niéj oderwać. Dziewczyna zdjęła malutki kapelusik swój, jakby on nawet ciężył jéj w téj chwili, a głowa, okryta bogactwem włosów, kąpała się cała w złotéj łunie zachodzącego słońca. Oczy jéj, zatopione w kryształowéj wilgoci, świeciły jak brylanty, drobne usta drżały pośród rozrumienionych lic, a kształty kibici, objęte wązką czarną suknią, uwydatniały się na przezroczystém tle powietrza, szczupłe, lecz gibkie, drobne, lecz drgające całą wezbraną energiją młodzieńczych sił.
— Lusiu! — wymówił Julek i urwał znowu.
Nigdy jeszcze w ten sposób nie wymówił jéj imienia nigdy nie słyszała, aby głos jego był tak przytłumionym i miękkim.