Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Widma 119.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

Wracając do miasta, Julek opowiadał towarzyszce swéj o kobietach możnych i pięknych, ba! o księżniczkach, które ginęły ze świata i z pomiędzy ludzi, tak, że nie wiedziano nic co się z niémi stało, a które potém odnajdowano w otchłaniach nędzy i cierpień, gdy boso i w siermięgach pracowały z poniżonymi braćmi, służyły im, otwierały oczy ich na prawdę... Wyrzekły się one dla idei wszystkiego — prócz miłości. Z niemi razem byli i poświęcali się ci, z którymi bez żadnych sankcyj świata połączyły się one, węzłem wolnéj i nie przymuszonéj miłości, na mocy tego wielkiego prawa natury, które zwie się: pokrewieństwem z wyboru.
— Śliczne życie! — szepnęła Lusia.
— A któż ci zabrania żyć tak samo — odpowiedział jéj surowo i niemal gniewnie.
I dodał:
— Nie dość jest chcieć i marzyć! Trzeba czynić i umieć spełnić marzenia własne.
Zamieniając słowa te, wstępowali na wschody żółtéj kamienicy.
W małéj bawialni, na odgłos otwierających się drzwi, z nad stołu, przy którym siedział, podniósł się stary wysoki człowiek, z twarzą bladą i groźną. Na widok jego, Lusia instynktowo cofnęła się z razu; lecz wnet, zawstydzona jakby własnym tym ruchem, śmiało, z podniesioną głową, weszła do bawialni. W téj-że chwili pani Aniela, ze spłakaną i niezwyczajnie u niéj wzburzoną twarzą, wybiegła do przyległéj izdebki, szczelnie i ze stukiem drzwi za sobą zamykając. Julek stanął w progu w postawie takiéj, jakby gotował się do śpieszenia z obroną młodéj dziewczynie. Lecz nie miał przed kim, ani przed czém jéj